Dzień 1.
Cześć!
Jestem Kasia, będę pisać bloga. Od dzisiaj.
Wczoraj był ciężki dzień, za dużo miejsc do odwiedzenia na
raz, telefoniczna smycz ciągnie mnie z jednego kąta w drugi w czasie przeze mnie
nie kontrolowanym. Zepsuła się pogoda. Tak dosłownie. Ktoś przyszedł,
ponaciskał jakieś guziki czy urwał sprężynkę albo co gorsza! jakąś wajchę lub
inny wichajster i niebo się otworzyło i wypadł z niego śnieg.
Ja krążę w samochodzie, przecinam kolejne trasy. Telefon :
- Pada u ciebie tak jak u mnie?
- Jestem tam gdzie ty albo niedaleko.Pada. Nie widzę świata,asfaltu.
-Czemu ja nigdy nie wiem, gdzie ty jesteś.
-Bo ja dokonuję spontanicznych wyborów ;]
Dzisiaj chciałabym napisać:
Aloha.
Bardzo letnie powitanie …
…a jest u mnie najgorsza odmiana zimy – topniejąca, ni to
zimna, ni to ciepła, bez słońca ale i
bez wiatru. Takie nie wiadomo co. Nie chce mi się wyjść na zewnątrz, a powinnam
a tak obserwuję kręcących się chłopaków przez okno. Zgasiłam światło dla
niepoznaki ;) Nie mam kaloszy na taką
pogodę ;( To znaczy mam ale dziurawe i nie mam weny na zakup nowych. Jedne
stoją pod biurkiem – czerwone. Wyglądałam w nich jak bocian. Szare mam na
nogach. Patrzę na szczerbiące się do mnie pęknięcie i zastanawiam się, czy
szara taśma jest faktycznie dobra na wszystko. Kupię sobie kalosze dla pilarzy, ponoć nie do zniszczenia. Mnie zniszczą finansowo ....ehh.
Tak mnie naszło:
Zawsze zostaje jeszcze opcja na lewą nogę czerwony, na prawą szary i jest niedziurawy komplet. Potrzeba matką wynalazku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz